niedziela, 1 lipca 2012

Prolog



Wstałam dość wcześnie, biorąc pod uwagę fakt, że ostatnia noc nie należała do najspokojniejszych. Wakacje się kończą, trzeba było zaszaleć.
Głowa mi pęka.
W ogóle, gdzie ja jestem?
Byłam w jakimś nieznanym mi miejscu. Chyba w jakimś hotelu, ale nie jestem pewna.
Kierując się instynktem odnalazłam łazienkę, która…cóż oprócz tego, że wszędzie porozwalane były elementy mojej i… kogoś garderoby,  była bardzo ładna i gustownie urządzona.
Zwilżyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam w lustro i przyjrzałam się sobie krytycznym wzrokiem. Niesforne kosmyki włosów były rozrzucone, każdy w inną stronę. Niezmyty makijaż rozmazany pod oczami, a na szyi… szminka?
Przetarłam to dłonią, zostało. Zaczęłam nerwowo szorować owe miejsce z nadzieją, że jednak, to coś, zaraz zejdzie, jednak się nie udało. Potwierdziły się moje podejrzenia. Malinka.
Zaraz, zaraz.
Hotel. Ubrania, co najmniej dwóch osób. Malinka.
Pobiegłam, co sił do pokoju, z którego wyszłam i stanęłam jak wryta.
W łóżku zakopany w pościel leżał chłopak, blondyn. W napadzie strachu poczęłam biegać od łazienki do sypialni zbierając moje ubrania, jednak nie mogłam znaleźć mojej bluzki. Zdesperowana porwałam koszulę chłopaka narzuciłam ją na siebie i zabrałam się do pisania liściku.

„ Kiedyś oddam Ci koszulę. Na razie tylko dziękuje.”

Powoli, bardzo cicho ruszyła w stronę wyjścia. Po namyślę rzuciła ma stół trochę pieniędzy, w końcu za pokój trzeba było zapłacić. Cicho opuściła pomieszczenie i zamknęła za sobą drzwi. Ruszyła szybkim krokiem przez długi korytarz pełen ponumerowanych drzwi. 25, 24, 23, 22, 21… W reszcie doszła do klatki schodowej. Prawie z nich zbiegła, a następnie, czym prędzej opuściła budynek hotelu. Ruszyła ulicami Londynu, o tej porze, już bardzo ruchliwymi. Zaczęła się zastanawiać, jak mogło do tego wszystkiego dojść, jednak w jej pamięci ziała jedna wielka czarna dziura. Może z czasem wspomnienia wrócą, ale już się domyślam, co mogło się dziać.
Minęłam małą przytulną kawiarnie i zaraz cofnęłam się z powrotem, w końcu nic nie jadłam. Śniadanie mi się należało.
Usiadłam przy niewielkim stoliku i zamówiłam lekkie śniadanie mianowicie: Croissant’a i małe orzechowe cappuccino.
Jedząc myślałam, jak to teraz będzie. Jeszcze do tego wszystkiego ta koszula, przecież jakoś będę musiała mu ją oddać. Zaraz zaczyna się rok szkolny. Nie mam pojęcia jak to wszystko przetrwam, ale dam radę. Pewnie i tak nic nie pamięta. Będzie, tak jak dawniej. Zero problemu.
Zapatrzyłam się w mknące ulicą samochody, wtedy go dostrzegłam. Szedł po drugiej stronie ulicy. Trzymając w ręku mój liścik. Wyglądał na lekko zmęczonego i zmarnowanego, jednak na jego ustach błąkał się zawadiacki uśmiech.
Zapatrzona nie zdawałam sobie sprawy, na jakie niebezpieczeństwo się narażam. W końcu siedziałam po drugiej stronie ulicy w jego koszuli. Postanowiłam się, czym prędzej schować w cień. Spostrzegłam, że oprócz liściku niesie coś jeszcze. Po uważniejszym przyjrzeniu się zdałam sobie sprawę, że to moja bluzka. Byłam przerażona! Ja pamiętam początek imprezy i owszem natknęłam się tam na niego, jednak nie wiem, czy on też mnie zapamiętał. Jeżeli tak, to wszystko przepadło. Teraz będzie mnie męczył jeszcze bardziej. Szkoła będzie dla mnie więzieniem.  A on… będzie miał jeszcze lepsze powody do dręczenia mnie. Ale kto mu uwierzy? Zaraz. Pewnie każdy. Przecież to osławiona Fretka. Do tego ma moja bluzkę. Cudownie.
~*~
Siedziałam na podłodze pakując różne rzeczy do kufra, między innymi pamiętną koszulę. Minął tydzień od tamtego wydarzenia. Blondyn się do mnie nie odezwał odnośnie zwrotu koszuli. Możliwe, że rzeczywiście nic nie pamięta nic z tamtej nocy. I dobrze.
Najwyżej jakoś mu kiedyś podrzucę.
Wrzuciłam resztę ubrań do kufra i zamknęłam wieko. Rozejrzałam się po pokoju zastanawiając się, czy o czymś nie zapomniałam. Chyba nie. Westchnęłam. Czas pożegnać się z domem na kolejne dziesięć miesięcy.
Zbiegłam na dół do kuchni i zrobiłam sobie śniadanie. Jadłam jak najwolniej odwlekając moment odjazdu na peron. Pierwszy raz nie chciałam wracać do szkoły. Cóż. Moje życie się zmieniło, jednak chyba nie na tyle, żeby uprzykrzyć mi każdą rzecz. Nawet taką, która dotychczas sprawiała mi wielką radość. Jak choćby powrót do Hogwartu. Do miejsca, gdzie mogłam być sobą, Gdzie byłam taka jak wszyscy. No może prawie wszyscy, ale nawet! Mogłam używać magii, a tak nie dość, że byłabym za to ścigana, to do tego stałabym się dziwolągiem wśród normalnych ludzi, wśród mugoli.
Wstałam od stołu i poszłam do pokoju obok, w którym byli moi rodzice.
- No to, co Miona? Jedziemy? – Spytał tata wstając.
- Chyba tak. – Powiedziałam wymuszając delikatny uśmiech.
- Chodźmy. – Powiedziała mama i ruszyła w stronę wyjścia.
Wyszłam ostatnia. Odwróciłam się w stronę domu, mojego azylu. Do tej pory myślałam w ten sposób o jedynie dwóch miejscach. O domu właśnie i o Hogwarcie.   
~*~
Taak… zaczynam przenosić bloga ;)

sobota, 30 czerwca 2012

Na dzień dobry!


Nie jestem dobra w powitaniach, jak i w pożegnaniach, więc bez zbędnych wstępów...
Jestem, tym, kim jestem, ale dla was jestem "fear".
To nie jest początek mojego blogowania, do tej pory robiłam to na "blog.Onet", jednak "onet" ostatnio bardzo się buntuje, uniemożliwiając prowadzenie bloga, dlatego postanowiłam przenieść się tutaj. 
Moje blogi są moimi własnymi wyobrażeniami życia w Hogwarcie. Odbiegam od fabuły książki, jednak staram się zachować jej ogólny zarys. Jeżeli komuś nie odpowiada tematyka, to mówi się trudno, takie osoby prosiłabym o opuszczenie strony i o nie komentowanie, oczywiście to negatywne. 
Dziękuje;)